niedziela, 6 lutego 2011

Władysław II Jagiełło



Jakis Litwin z lasu przyjechał rządzić polską. Historie o wojnach z krzyżakami każdy kojarzy. Tysiąc czterysta dziesięć to data którą każdy polaczek zna, nawet jeżeli nie zna daty chrztu polski czy odzyskania niepodległości. Nikt nie wie czemu, nikt nie wie dlaczego. Chyba z powodu wyraźnej wygranej nad porażającymi siłami wroga, choć ja tam się na tym nie znam. W każdym to zjawisko znów obnaża kompleksy narodu.

Wróćmy lepiej do Jagiełły. Analfabeta, uważany za nieokrzesanego leśnego dziada i płytkiego dzikusa. I ziarno prawdy w tym jest, bo jako władca stosunkowo mało przesiadywał w stolicy. Ciągle jeździł po kraju modląc się po różnych sanktuariach i klasztorach, często przerywając sobie rządzenie i modlitwę łowami. Taki był z niego dziad borowy, że jadąc na Ruś zaziębił się z rana słuchając skowronków i umarł. Ale władcą złym nie był, choć wiele o nim złego można wyczytać (bo go Długosz nie lubił).

2 komentarze: